Separacja a rozwód

Obchodzimy srebrny jubileusz idiotyzmu implementacji prawa kościelnego do świeckiego ponoć państwa. Oto Akcja Wyborcza Solidarność po naciskach hierarchii kościelnej przeniosła w 1999 r. zapisy prawa kanonicznego do kodeksu rodzinnego i opiekuńczego – uświęconą przez Kościół separację, czyli… zerwanie lub zaniechanie wspólnoty życia dwojga małżonków przy dalszym trwaniu zawartego przez nich małżeństwa. Dopisano tę fikcję do kodeksu rodzinnego.

Małżonkowie w separacji uzyskują rozdzielność majątkową – swój dotychczasowy majątek dzielą sami, lub pomaga im w tym sąd. Nie dziedziczą też po sobie z mocy prawa. Dzieci urodzone po 300 dniach od orzeczenia przez sąd separacji nie mają domniemania ojcostwa odseparowanego męża. Jakby któremuś z odseparowanych małżonków nie starczało na życie, to może się od tego drugiego domagać alimentów. Jeśli zaś chodzi o kasę dla wspólnych dzieci – to dogadują się co do tego sami lub liczą na wyrok sądu. Tak samo rzecz się ma z władzą rodzicielską i sprawą kontaktów z dzieckiem. Jeżeli zajmują wspólne mieszkanie, sąd orzeka także o sposobie korzystania z tego mieszkania przez czas wspólnego w nim zamieszkiwania. W przypadkach wyjątkowych, gdy jedno z małżonków swym rażąco nagannym postępowaniem uniemożliwia wspólne zamieszkiwanie, sąd może nakazać jego eksmisję na żądanie drugiej strony. Ba, na zgodny wniosek stron, sąd może orzec również o podziale wspólnego mieszkania albo o przyznaniu mieszkania jednemu z nich, jeżeli drugi wyraża zgodę na jego opuszczenie bez dostarczenia lokalu zamiennego i pomieszczenia zastępczego, o ile podział bądź jego przyznanie jednemu z małżonków są możliwe.

Proszę zwrócić uwagę, że powyższe  dotyczące separacji, jest identyczne z tym, co dotyczy rozwodów. A różnice? Najważniejsza jest taka, że o ile po orzeczeniu rozwodu można zawrzeć ponownie związek małżeński, to po separacji – nie. Separację natomiast można znieść i przywrócić stan poprzedni. Po rozwodzie ten, kto przyjął nazwisko współmałżonka, może wrócić do swojego poprzedniego nazwiska, a po orzeczeniu separacji – nie. W przypadku wypłacania alimentów rozwiedzionemu małżonkowi istnieje prawna granica zakładająca, że może to trwać pięć lat. Przy separacji takiego ograniczenia nie ma. Osoby w separacji zawsze obowiązani są do wzajemnej pomocy, jeżeli wymagają tego „względy słuszności” – to w zasadzie oznacza dla każdego sędziego, że w orzekaniu ma absolutnie wolną rękę.

Możliwe są dwie sądowe drogi uzyskania separacji. Pierwsza w trybie nieprocesowym, a druga standardowa. Tryb nieprocesowy polega na tym, że małżonkowie piszą do sadu okręgowego wspólny wniosek o orzeczenie separacji. Koszt – 100 zł. Procedura ogranicza się zwykle do jednej rozprawy, a postępowanie dowodowe polega na przesłuchaniu stron. Jak oboje napisali w pozwie, że nastąpił zupełny rozkład pożycia małżeńskiego; że brak jest więzi na płaszczyźnie uczuciowej, fizycznej oraz ekonomicznej i to przed sądem potwierdzą – to z sali sądowej wychodzą już jako pozostający w separacji. Ale uwaga! Z tego trybu mogą korzystać tylko ci, którzy nie mają dzieci poniżej 18 roku życia. Gdy małżeństwo je ma lub nie zgadza się ze sobą w kwestiach mieszkaniowych, majątkowych, czy jakichkolwiek innych, opłata w wysokości 100 zł staje się nieaktualna, podobnie jak i tryb nieprocesowy. A tryb standardowy kosztuje tyle samo, co za rozwód – 600 zł. Cdn.

Małżeństwo czy związek partnerski? Cd.

W badaniu CBOS z 2013 r. 60% Polek i Polaków nie akceptowało możliwości sformalizowania relacji między osobami tej samej płci (vide poprzedni wpis), 68% nie wyobrażało sobie małżeństw tych osób, a 87% nie zgadzało się na adopcję przez te pary dzieci, zaś w 2022 r. 34% ankietowanych poparło związki partnerskie, aż 28% – równość małżeńską, a 33% było przeciw jakimkolwiek rozwiązaniom prawnym w tym zakresie.

Najwięcej kontrowersji budzi adopcja. Połowa respondentów jest przeciw, co trzeci je popiera (6 pkt. proc. więcej w porównaniu z 2013 r.). Trend jest oczywisty, a przecież za nami osiem lat zohydzania społeczności LGBT+. Widać, że rząd PiS mocno rozjechał się z tymi społecznymi nastrojami. W ten sposób, w pewnym sensie, nawet pomógł – podwoiła się liczba uczestników marszów równości, a i ich samych jest mnóstwo w całym kraju. Czas więc przyzwyczaić się do tego, że ludzie się pobierają, rozwodzą, żyją w różnych konfiguracjach, rodzinach patchworkowych, związkach otwartych itd. Dziś nie ma już jednego modelu skutecznego życia dla wszystkich – trzeba więc rodzinę „odbetonować”.

I coś już się w tej mierze działo/dzieje. Oto kiedyś poseł, a dziś senator z PO zaproponował w 2012 r. coś na kształt związku partnerskiego, ale Platforma go odrzuciła. Projekty do laski marszałkowskiej, jeszcze przed nastaniem rządów PiS, złożyły Nowoczesna i Lewica. Oba różniły się od małżeństwa przede wszystkim nazwą i brakiem możliwości zewnętrznej adopcji, ale dawały możliwość przysposobienia dziecka partnera. U tzw. oświeconych konserwatystów, którzy nie mówią „nie, bo nie”, ale mają jakieś obiekcje, te dwie sprawy – adopcja i nazwa – nadal budzą emocje. Za rządów PO-PSL nie było nagonki ze strony państwa na osoby LGBT+, tego, szczucia, tego całego horroru, ale nie chciano na ten temat rozmawiać.

A i nadal należy obawiać się ludowców. Niby związki popierają, ale… na małżeństwo się nigdy nie zgodzę – twierdzi ich szef, dziś wicepremier i minister obrony w jednym A wiceszef klubu PSL-TD – marszałek senior zapowiada: w mojej ocenie nie będzie rządowego projektu ustawy wprowadzającego związki partnerskie, poselski projekt oczywiście może być, ale ja się pod nim nie podpiszę i nie będę głosować za.

Raczej nie zmieni tego fakt, że aktualna minister ds. równości (Lewica) chce rządowego projektu; że ustawa o związkach partnerskich jest wysoko na liście stu konkretów Koalicji Obywatelskiej (niestety bez konkretów); że marszałek sejmu stwierdził, iż… – związki powinny być już dawno uchwalone. Musimy sobie powiedzieć dziś jasno: jeżeli para obywateli RP chce poinformować państwo, że zdecydowała się formalnie na trwały związek, który ma rodzić też pewne skutki prawne, to co państwu do tego? Mają prawo o tym poinformować, a państwo musi to przyjąć do wiadomości, wyciągnąć z tego formalne konsekwencje. Tu nie ma żadnej ideologii (niestety dodał: – że w sprawach sumienia klub – jego członkowie, głosują jak chcą, a na jednopłciowe małżeństwa jest jeszcze za wcześnie.)

Nadzieją dla związków osób tej samej płci może być nowa obsada kluczowych resortów – zwłaszcza rodziny (Lewica) i sprawiedliwości (bezpartyjny). A premier? Dotychczas nigdy nie spotkał się ze społecznością LGBT+ mimo wielu zaproszeń. A czy po wskazanym wyroku ETPCz to zrobi? Byłoby wspaniale, gdyby dał zielone światło – to bardzo ważne, żeby przykład poszedł z góry.

A co z ciągle pisowskim niezłomnym prezydentem? Może zaskoczy, jak w sprawie in vitro? Ale ja myślę, że wątpię; że trzeba będzie ze sprawą poczekać do wyborów prezydenckich. Ale trzeba dobrze wybrać. I wtedy masz kraj dostanie szansę wprowadzenia choćby tylko związków partnerskich z szeroką gamą uprawnień małżeńskich. Niecierpliwie na to czekają pary jednopłciowe, ale nie tylko.

Małżeństwo czy związek partnerski?

Za rządów PiS ówczesna opozycja demokratyczna, dziś u władzy, wzywała do poszanowania wyroków europejskich trybunałów. Tu więc wskazuję na wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPCz) z 12 grudnia 2023 r. Czytam, że Polska odmawiając parom osób tej samej płci prawnego uznania ich związków, narusza ich prawo do poszanowania życia rodzinnego; i że musi to naprawić. W jaki sposób, tego Strasburg nie precyzuje.

Ale opcje są właściwie tylko dwie: związki partnerskie albo równość małżeńska. Paradoks polega na tym, że równość małżeńską da się osiągnąć szybciej, wciągając pary tej samej płci pod parasol małżeństwa, zaś ze związkami partnerskimi jest więcej zachodu, jednak łatwiej znaleźć dla nich szersze poparcie i przeforsować je przez parlament. Tylko co na to jeszcze pisowski, niezłomny prezydent?

Związki partnerskie to hasło, którym różne osoby chętnie w Polsce szafują, nie do końca wiedząc, co dokładnie oznacza. Czym się różnią od małżeństwa? A jeśli niczym, to do czego są danym osobom potrzebne? Jak się je zawiązuje i rozwiązuje? Ot, problem. Co kraj, to inna legislacja.

A związki partnerskie to zwykle coś w rodzaju „małżeństwa minus”. W praktyce decydenci patrzą na listę małżeńskich praw i zaczynają wykreślać te, które im nie pasują dla związków partnerskich. W różnych krajach, różnie to wygląda – w jednych różnice są kosmetyczne, w innych większe. To samo dotyczy zasad ich zawiązywania i rozwiązywania. Polska ma do czego sięgać – na czym się wzorować, ale uregulować musi.

Aktualnie w naszym kraju w świetle prawa związki partnerskie nie istnieją, ale według szacunków liczba jednopłciowych par i to wychowujących dzieci sięga 50 tys. A opublikowane dane z ostatniego Narodowego Spisu Powszechnego dotyczące jedynie rodzin heteroseksualnych, pokazują, że mamy kryzys instytucji małżeństwa. Liczba związków niemałżeńskich wzrosła o 74% w porównaniu z 2011 r., zaś liczba związków niemałżeńskich bez dzieci – o 127%. Wśród rodzin z dziećmi w wieku do 24 lat pozostających na utrzymaniu rodziców, 9,4% to nieformalne związki partnerskie. Zwracam uwagę, że dostrzeżenie w regulacjach prawnych obu typów związków oznacza dla demografów uwzględnienie w statystyce publicznej form rodzin o rosnącym znaczeniu, dotąd ignorowanych.

Dane te, jak zaznaczono o związkach partnerskich heteroseksualnych, pozyskiwano z badań specjalnych (w tym badań na próbach reprezentatywnych) oraz ze spisów powszechnych. Natomiast dane o rodzinach tworzonych przez partnerów tej samej płci pochodziły jedynie z nielicznych badań specjalnych.

Warto też zwrócić uwagę na dwa przeciwstawne trendy – coraz więcej par heteroseksualnych nie widzi potrzeby usankcjonowania swego związku w formie małżeństwa, ale domagają się formalnego uznania związku. Też na to, że o ile związki osób heteroseksualnych są coraz krótsze – z każdym rokiem przybywa rozwodów, o tyle wśród osób LGBT+ utrzymuje się niejako odwrotny trend, bowiem coraz mniej osób deklaruje pozostawanie w związkach trwających poniżej pół roku. Zdecydowana większość ankietowanych – aż 87%, deklarowało, że zawarłaby związek partnerski, gdyby była taka możliwość.

W 2021 r. 69% osób deklarowało chęć zawarcia małżeństwa (o 7% więcej niż w 2017 r.). Jednocześnie 37% osób LGBT+ twierdziło, że zdecydowałoby się na adopcję dziecka, gdyby państwo na to zezwalało. Mamy więc tu do czynienia z naprawdę dużymi liczbami. W Polsce mieszka ponad 2 mln osób nieheteroseksualnych, a około połowa z nich żyje w związkach intymnych. Bardzo się też zmienia ogólne nastawienie społeczne. Cdn.

Wyższość konkubinatu nad małżeństwem Cz. 3

Najważniejszym i stuprocentowo zgodnym z prawem przywilejem samotnego rodzica (vide poprzedni wpis) jest pierwszeństwo w zapisach do publicznych żłobków i przedszkoli – samotna matka (lub ojciec) nie musi się nawet przejmować spełnieniem kryterium dochodowego, bo większość samorządów prowadzących przedszkola uznaje, że jedyny żywiciel rodziny musi pracować. Pozostałe sprawy związane z władzą rodzicielską, takie jak zapisywanie do szkoły, chodzenie na wywiadówki, chodzenie do lekarza czy cokolwiek innego są takie same jak te, które maja rodzice będący mężem i żoną.

– Gdyby jedno z partnerów zostało w jakikolwiek sposób pozbawione życia, to sprawca musi płacić drugiemu. Sąd Najwyższy wyprowadził bowiem z artykułu 4462 kodeksu cywilnego pogląd, że pozostały przy życiu konkubent może żądać od sprawcy śmierci drugiego konkubenta środków utrzymania, o których mowa w tym przepisie. Kodeks karny też jest łaskawy dla związku partnerskiego. Artykuł 115 § 11 zalicza konkubentów do kręgu osób bliskich, w związku z czym przysługuje im prawo odmowy zeznań.

– Istotną przewagą konkubenckiego życia jest zaoszczędzenie kasy i czasu z powodu braku potrzeby spisywania intercyzy czy dokonywania rozdzielności majątku małżonków. Jeśli ktoś sądzi, że te rzeczy nie mają znaczenia, to się myli. Na majątku należącym do wspólnoty majątkowej małżeńskiej wykarmi się każdy komornik. Na majątku należącym do osoby – z punktu widzenia prawa – obcej połamie sobie zęby. Skoro już mowa o własności, to wbrew pozorom sprawa jest tu jeszcze prostsza niż w małżeństwie. Mieszkanie zapisane jest w hipotece na dwie osoby, samochód konkubenci też kupują na spółkę i wpisują się do dowodu rejestracyjnego. Więc gdy wpadnie im do głowy powiedzieć sobie adieu, wszystko jest jasne. W epoce, gdy płaci się kartą i przelewami z konta, udowodnienie przed sądem, co jest czyje, stało się banalnie proste. Z banku można pobrać wyciąg nawet sprzed wielu lat. A na dodatek, w przeciwieństwie do rozwiązywania małżeństwa nie trzeba niczego ciąć równo na połowę.

– O tak ewidentnej przewadze konkubinatu nad małżeństwem jak brak rozwodu nawet nie warto wspominać. Po prostu brak rozwodu to bonus w postaci zaoszczędzonych na sprawie pieniędzy, czasu i poniżających obie strony pytań.

Gdy się to wszystko wie, to co można myśleć o wyznawcach artykułu 18. konstytucji, według którego… małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny (…) znajduje się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej? Karta rowerowa wystarczy do załatwienia mieszkania, kredytów, leczenia, podziału majątku i setce różnych spraw, a daje przewagę w przedszkolach i żłobkach. Skoro zatem konkubinat ma tyle zalet, to dlaczego ludzie się pobierają? Ja tam nie wiem.

Wyższość konkubinatu nad małżeństwem Cz. 2

Czy to w małżeństwie, czy w konkubinacie, gdy już jest własna chałupa (vide poprzedni wpis), to z reguły myśli się o potomstwie. To głównie dzięki konkubinatom, a nie wpadkom singli więcej niż co czwarte dziecko nie rodzi się w małżeństwie. Jedyną w sumie dolegliwością jest to, że ojciec dziecka musi pobiec do USC i złożyć kwit, w którym uznaje je za swoje.

– W czasie przebywania ciężarnej w szpitalu konkubent nie będzie miał najmniejszych problemów z odwiedzaniem jej czy nawet podejmowaniem decyzji, gdy jest nieprzytomna. W szpitalach nie ma nikogo, kto by mógł kogokolwiek legitymować, a gdyby nawet, to także sformalizowani małżonkowie mogą mieć różne nazwiska i adresy. A nigdzie nie ma obowiązku noszenia przy sobie zaświadczeń o statusie rodzinnym z kimkolwiek. Samo oświadczenie, że jest się mężem, otwiera wszystkie możliwości i jest nieweryfikowalne. Poza tym pacjent może do podejmowania za siebie decyzji upoważnić kogokolwiek, aby tylko ten ktoś był pełnoletni. A dzieciak jest niezbędny do zabezpieczenia związku, a także do tego, by z jego posiadania zacząć czerpać profity, jak choćby 800 plus.

– Związek nieformalny, jak sama nazwa wskazuje, jest nieformalny i zakłada, że gdy jedno z konkubentów umrze, to drugie po nim nic nie dostanie. A jeśli dostanie, bo został spisany testament, to pojawi się fiskus i zdejmie z tej osoby wysoki podatek, jako z kogoś, kto dla nieboszczyka był osobą obcą. Dzieciak ratuje tę sytuację, bo staje się jedynym i pełnoprawnym spadkobiercą. Dzięki temu żyjący konkubent nie musi bać się rodziny konkubenta nieżyjącego.

– Kolejnym z profitów płynących z pozamałżeńskiego dziecka może być otrzymanie przez któregoś z partnerów statusu rodzica samotnie wychowującego dziecko. Taki status jedno z rodziców uzyska pod warunkiem, że drugie przezornie nie zamelduje się z resztą rodziny. A bycie samotnym rodzicem pozwala rozważać dwa scenariusze. Hardcore’owy i normalny.

Normalny, czyli skorzystanie z urlopu macierzyńskiego, pobranie wszystkich dostępnych becikowych i skorzystanie z rozliczania podatku dochodowego z dzieckiem. Oczywiście pamiętając, że drugi rodzić jest zameldowany gdzie indziej. Albowiem zgodnie z prawem jako samotny nie może rozliczać się rodzic pozostający w nieformalnym związku z drugim rodzicem dziecka i prowadzący z nim wspólne gospodarstwo domowe. Rozliczanie podatku dochodowego z dzieckiem powoduje, że oficjalnie dziecko przebywa z tym, kto na zwrocie podatku zarobi więcej. Przypadki kontroli skarbowej sprawdzającej w terenie, czy samotny rodzic wychowuje samotnie, są sporadyczne, a poza tym drugi z rodziców zawsze może odwiedzić swe pacholę i urzędowi skarbowemu wara od tego. A tak zupełnie na marginesie, to konkubinat jest instytucją pobłogosławioną i uznawaną przez państwo w ustawie o nazwie ordynacja podatkowa. W artykule 111. przewidziano solidarną odpowiedzialność obojga konkubentów za zaległości podatkowe każdego z nich.

W przypadku scenariusza hardcorowego całe nieformalne stadło idzie na całość i – balansując na granicy prawa – garnie, co się da. Do wzięcia są bowiem takie świadczenia jak zasiłek rodzinny, refundacje kosztów na opiekę nad dzieckiem, dodatek z tytułu samotnego wychowywania dziecka lub jednorazowy dodatek do zasiłku rodzinnego z tytułu urodzenia się dziecka. Wszystkie te groszowe świadczenia są wypłacane przez pomoc społeczną i obarczone niemal stuprocentową możliwością sprawdzenia, czy samotny rodzic jest naprawdę samotny. Potwierdzenie faktu zamieszkiwania z kimkolwiek oprócz dziecka spowoduje nie tylko cofnięcie świadczeń, ale i problemy z prokuraturą. Cdn.















Wyższość konkubinatu nad małżeństwem

W cywilizowanej części Europy wspólne życie na „kartę rowerową” stanowi zdecydowaną większość związków. U nas konkubinat, choć rośnie w siłę z roku na rok, ma podstawowy feler – nazwę. Media – za policją i prokuraturą – nieustannie wspominają o konkubentach i konkubinach tylko w kontekście melin, pobitych lub porzuconych dzieci i innej patologii społecznej. Całemu światu obojętna jest kwestia, na jakich zasadach ludzie są ze sobą, ale w języku naszych mediów konkubinat ma się źle kojarzyć i kropka. Neutralne pojęcia takie jak partner i partnerka są widać zarezerwowane wyłącznie dla celebrytów.

Jeszcze za komuny w 1988 r. Sąd Najwyższy ogłosił coś, na czym polskie prawo bazuje do dziś. Zdefiniował mianowicie konkubinat, dając mu pozycję istotnej instytucji społecznej. Dzięki temu orzeczeniu układ zwany życiem na kocią łapę to… wspólne pożycie oznaczające istnienie ogniska domowego, charakteryzującego się duchową, fizyczną i ekonomiczną więzią, łączącą kobietą i mężczyznę. Według zaś definicji Sądu Apelacyjnego w Białymstoku sprzed ćwierć wieku konkubinat to… stabilna, faktyczna wspólnota majątkowa dwojga osób. Czym zatem różni się sformalizowany związek od tego, który funkcjonuje bez obrączek? Zacznijmy od początku.

– Jak ktoś się chce wydać za kogoś innego, to udaje się do księdza lub urzędu stanu cywilnego. Wymaga to od obojga poświęcenia czasu i pieniędzy. Potem taka para organizuje wesele, co jest niemądre, bo z reguły pieniądz zebrany od weselników nie pokrywa kosztów imprezy. A konkubenci zamiast tego mogą sobie wzajemnie zacytować Mickiewicza – powiedzieć: – Ślubuję ci miłość, szacunek i posłuszeństwo bez granic, złamiesz choć jeden warunek, już cała ugoda za nic. I tak wiążący się nieformalnie są w tym momencie bogatsi o przynajmniej kilka stówek, a godziny wystane w kościele, domu weselnym lub USC mogą spędzić na czymś znacznie przyjemniejszym.

– Gdy ludzie są razem, to chcieliby wspólnie mieszkać. Prawo bankowe nie dzieli obywateli RP na zaobrączkowanych i nierejestrowanych. Dla banków klient jest klient, a jak ma pokrycie i wiarygodność finansową, to bez problemu dostanie kredyt na mieszkanie. Tyle że właśnie w momencie wspólnego podpisywania umowy na kredyt hipoteczny dochodzi do zawarcia prawdziwego związku, bo jak twierdzą fachowcy od socjologii, wspólny kredyt jest jedynym spoiwem łączącym większość par w Rzeczypospolitej. Cdn.

Małżeństwo sakramentalne Cd.

W grudniu 2015 r. weszła w życie reforma papieża Franciszka, która nieco przyśpieszyła procedury związane z unieważnieniem małżeństwa (vide poprzedni wpis). Od tej pory do stwierdzenia nieważności małżeństwa kościelnego wystarczy orzeczenie sądu kościelnego I instancji, a nie jak dotychczas – I i II. Wprowadzono również tryb procesu skróconego (tzw. proces 45-dniowy). Mimo to kościelne sądy w Polsce są niewydolne, a liczba spraw nierozstrzygniętych oscyluje ciągle na poziomie 8,5-10 tys. A to oznacza, że wyniki unieważnienia sakramentu mógłby być jeszcze wyższe.

Patrząc z tej perspektywy, apel z listu do rodzin JP2 przypomina głos wołającego na pustyni. Taki też passus w nim znajdujemy: – Na rzecz zwątpienia zdają się usilnie pracować różne programy przy pomocy potężnych środków, jakie pozostają do ich dyspozycji. Niejednokrotnie trudno się oprzeć przeświadczeniu, iż czyni się wszystko, aby to, co jest „sytuacją nieprawidłową”, co sprzeciwia się „prawdzie i miłości” we wzajemnym odniesieniu do mężczyzn i kobiet, co rozbija jedność rodzin bez względu na opłakane konsekwencje, zwłaszcza gdy chodzi o dzieci – ukazać jako „prawidłowe” i atrakcyjne, nadając temu zewnętrzne pozory fascynacji.

A co na to prezes Centrum Życia i Rodziny? – Ta rewolucja ideologiczna, o której wielokrotnie mówiliśmy na antenie Radia Maryja i TV Trwam, znacznie przyspieszyła. (…) W zasadzie na wszystkich polach obserwujemy zmasowany atak na polskie rodziny i dzieci.

Widać tu, że ta „pełna miłości” chrześcijańskiej histeria o potężnym lobby LGBT, które rozbija polskie rodziny, obmierzła już na tyle, że nie chce się nawet z niej żartować. Natomiast w zderzeniu z przyczynami, które najczęściej powodują rozpad katolickich małżeństw, ukoronowany unieważnieniem kościelnym, homoseksualizm czy inna nieheteronormatywność wypada blado. Bowiem z danych zwartych we wskazanym raporcie wynika, że najczęściej powodem rozkładu sakramentalnego małżeństwa jest… niezaistnienie zgody małżeńskiej, orzekane w aż w 99% przypadków.

Oczywiście, ten brak zgody może wynikać z biseksualizmu czy homoseksualizmu, ale główną przyczyną stwierdzenia nieważności małżeństwa jest niedojrzałość do podjęcia i wypełniania obowiązków małżeńskich. A ta najczęściej konkretyzuje się w: patologii osobowości, uzależnieniach od używek, sportu, hazardu czy – uwaga – od matki. Na szarym końcu przyczyn są impotencja czy wadliwa forma zawarcia małżeństwa.

Jeśli trend rosnącej z roku na rok liczby stwierdzeń nieważności ślubu kościelnego zawartego w Polsce się utrzyma, zdaniem autorów wskazanego tu raportu może to stanowić zagrożenie dla sytuacji demograficznej w naszym kraju. Radę na to ma prezes Centrum Życia i Rodziny – w swoich socjal mediach poleca wszystkim lekturę książki autorstwa Wandy Półtawskiej „By rodzina była Bogiem silna”, opracowanej na kanwie listu JP2.

A ja zapewniam Was, że to na nic, że nauki papieża Polaka poszły w las i nie wrócą.